W pierwszej połowie był praktycznie bezrobotny. Poza sytuacją bramkową gospodarze nie stwarzali bowiem zbyt wielu szans. Po przerwie musiał jednak zakasać rękawy i wziąć się do pracy. W kilku sytuacjach ratował zespół.
Od początku spotkania grał bliżej prawej strony, asekurując strefę za wysoko ustawionym wahadłowym. Korzystając ze swojego doświadczenia pomagał młodemu Skibickiemu. Przy akcji bramkowej nie zdołał jednak naprawić błędu kolegi.
Choć starał się odważnie wyprowadzać piłkę, to miał w tym elemencie trochę problemów. W kratkę radził sobie też w defensywie. Bo choć dobrze grał na wyprzedzenie, to czasem przegrywał pojedynki.
Swoich sił w wyprowadzeniu piłki próbował też Hołownia. Często ustawiał się wyżej od partnerów, szukając podań do środkowych pomocników. Wychodziło mu to nie najgorzej. W defensywie czasem ratować musieli go jednak partnerzy.
Niespodziewany bohater spotkania. Bo choć Skibicki po raz pierwszy zagrał na prawym wahadle, to spisał się na nim doskonale. Zwłaszcza w ofensywie, gdzie zaliczył dwie asysty. W defensywie zagrał znacznie słabiej, dopuszczając do straty bramek.
Z dwójki środkowych pomocników Slisz był tym, który radził sobie słabiej. W trakcie meczu miał kilka momentów, które mogły doprowadzić do straty bramki. Niecelne podania, długie holowanie piłki i złe wybory zostały jednak naprawione przez partnerów.
Również przez Andre Martinsa, który – szczególnie w pierwszej połowie – dobrze radził sobie z liderem Bodo/Glimt – Patrickiem Bergiem. Po przerwie utrzymał dyspozycję, nie pozwalając rozwinąć skrzydeł norweskim pomocnikom.
Choć w pierwszej połowie rzadko dostrzegali go partnerzy, to i tak zagrał w swoim stylu. Z przodu zrobił więc to, co do niego należało, a w tyłach zawiódł. To po jego dośrodkowaniu z rzutu rożnego bramkę zdobył Emreli, a po jego dwóch błędach gole strzelili rywale.
Główny kreator stołecznej ekipy. Miał kilka przebłysków, potwierdzających jego umiejętności. Przez większość spotkania, zgodnie z taktyką Legii, skupiał się na zadaniach defensywnych. Po przechwycie pokazywał jednak jakość.
Podobnie jak Luquinhas, któremu zupełnie nie przeszkadzała gra na sztucznej murawie. Brazylijczyk doskonale czuł się w dryblingu, świetnie utrzymując się przy piłce. To on otworzył wynik meczu w 2. minucie.
Odkrycie meczu. Emreli w spotkaniu z Bodo/Glimt wyglądał jak napastnik dużej klasy. Nie tylko strzelił dwa gole, ale i znakomicie czuł się w grze kombinacyjnej. Sprawdzał się także w sytuacjach, w których musiał przytrzymać piłkę i poczekać na partnerów. Jeśli utrzyma taką formę, Legia będzie miała z niego sporo pożytku.
Rafa Lopes, Ernest Muci i Mattias Johansson grali zbyt krótko